Niedziela to taki ładny dzień na wypad poza zakorkowana Warszawę. O umówionej godziny plecaczek wskoczył na siodło i w drogę. Na Sulejówek, dalej 637 prosto na Liw i Węgrów. Trasa niesamowita, mały ruch, wręcz żaden. Krajobraz pofalowany ale wyraźnie już jesienny.
Sam Liw niestety zapomniany, zaniedbany i nie zagospodarowany turystycznie. A wielka szkoda. Jedyna restauracja na rynku, zamknięta na cztery spusty, przypomina relikt minionej epoki, rodem z Misia. Samo miasteczko wymarłe w ciągu dnia, jakby zrzucono tu bombę, nie zacheca na do dłuższego pobytu.
No cóż, po zapłaceniu biletu wstępu (6,00)+ za robienie zdjęć (5,00) obeszłyśmy ekspozycję.
Na koniec zebrały sie chmury i krajobraz wokół zamku wyglądał naprawdę imponująco.
Ponieważ czas trochę nas gonił, bo plecaczek obiecał być w domu na 14.00 wsiadłyśmy w drogę powrotną.
Wszystko szło pięknie i gładko, gdy w Okuniewie na zakręcie,zaczęło zarzucać tyłem motocykla. Wytracenie prędkości i szybkie zatrzymanie, bez przyglebienia, ukazało obraz nędzy i rozpaczy-poszło tylne koło.
Dwie kobiety, totalnie zielone w sprawach wymiany koła, nie przygotowane na taką ewentualność, z zapasem papieru toaletowego w sakwie a nie narzędziami, na środku ruchliwej drogi, motocykl bez centralnej podstawki-normalnie mogiła.
Tak się ładnie złożyło, że trasę przemierzało w dwie sekundy później dwóch Afrikanerów, którzy sie zatrzymali, przytaszczyli motocykl na pobocze, zdjęli koło, wyjęli dętkę która nie nadawała się do niczego (rozcięcie równe na 30 cm).
Gdyby nie pomoc dobrych ludzi- Afrikanerów, którzy pojechali (rambo , bo to ty byłeś tym który pojechał po dętke i ze skręcona nogą męczył się przy moim KLEkocie) i wrócili, zmienili, napompowali koło, zamocowali, księdza Lucjana w Okuniewie, który nas ugościł kawą, herbatą ciastem i cudowna atmosferą, stałybyśmy pewno na zakręcie do dziś.
Wracałyśmy 40 km/h, ze strachu żeby znowu nam coś nie siadło.
Serwisant, który przeglądał wczoraj motocykl, nie ma zielonego pojęcia czemu dętka pękła skoro opona calutka.
Ech...życie.
Czy wam tez poszła kiedyś dętka w trasie? Co wtedy robicie?
Jadąc dziś do pracy , najmniejszą nierówność odbierałam jako problem z kołem. Cykor i jednocześnie poczucie pokory- to uczucia jakie mi znowu towarzyszą w czasie jazdy.
Szerokiej drogi życzę wszystkim i ...żadnych gum.:)
Majka
P.S. Zdjęcia z Liwiu wieczorem
[/b]
|