Ponieważ Mizer musi docierać Kata, z Tomaszem zaplanowaliśmy lekki wyjazd na mazury trasą którą już znamy,
[ img ] czyli trochę asfaltu i masa szutru :twisted:. Spakowani i zwarci prawie rano wyruszamy w trasę. Tomasz ma za zadanie nawigować, ja mam być mechanikiem, a Mizer palaczem a główne zadanie docierać :twisted: Biedny Piotr przez nas jechał jak ta "Pi...." bo mu powiedzieliśmy że może kręcić silnik tylko do 4tyś, tak mu oświadczyliśmy na wszelki wypadek, znając jego zapędy do dzidowania. Następnego dnia dowiedział się, że tak naprawdę to do 6tyś. Mało nie zwariował ze szczęścia , w oczach zabłysła cyfra 666 a imię jego "Zwierzak" :twisted: Ale do rzeczy. Dzień zapowiadał się paskudnie, strasznie gorąco i pyliście bo Tomasz nawigował :wink: Po przejechaniu parudziesięciu kilo po asfalcie dojechaliśmy do Kampinosu a oczom naszym ukazał się cudowny znak
[ img ] Jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy aż Tomasz znalazł małą mieścinę z budką gdzie Pani robi lody :twisted: więc poprosiliśmy o cztery gałki a Mizer mądrze i nie zachłannie o trzy. Wszyscy po pierwszej gałce mieliśmy dość :twisted: Po zakupie kiełbasy, herbaty i pieczywa ruszyliśmy w stronę "szutrowiska"-miejsce które znalazł Tomasz i jak nazwa wskazuję miodem i szutrem płynące.
[ img ][ img ]Zatrzymaliśmy się na chwile celem zrobienia paru zdjęć, ponieważ pięknie słońce schodziło w kolorze czerwieni. Cała wioska zbiegła się od huku silników żeby zobaczyć co tak kurzy? Panowie byli zachwyceni naszymi maszynami :oops: :D
Po wymianie grzeczności ruszamy dalej, dojeżdżając do obozowiska zauważamy że Piotr ociąga się strasznie ale wyjaśnia nam że skończyło mu się sprzęgło lub Magura przestała działać. Postanawiamy zająć się tym rano. Rozpalamy mini ognisko, otwieramy piwko, jemy kiełbaski i wieczór spędzamy przy opowieściach dziwnej treści :twisted: Zaczyna się błyskać, co nas zbytnio nie martwi bo namiociki stoją i jesteśmy na górce. Nagle zaczyna się opad atmosferyczny i idziemy spać. Po wypiciu paru piwek noc mija mi wybitnie sprawnie i budzę się o 5-50! lub 30. Mizer budzi się chwile po mnie i naiwnie pyta która godzina, pewnie odpowiadam mu że 9-00 rano i zaczynamy naprawę
[ img ]Tomasz nie nabiera się tak łatwo i po sprawdzeniu godziny wkłada zatyczki do uszu i oznajmia że ma nas w D. i idzie spaś. Ja i Mizer zaczynamy naprawę. Ale najpierw papierosek i herbatka . Budzi się Tomasz mówiąc że mnie poj... i to nie pierwszy raz tak wcześnie wstaję. Po krótkiej rozgrzewce zaczynamy walkę ze sprzęgłem. Jak się okazuje przegraną z góry :evil: Mizer na szczęście ma zapasową linkę pociągniętą przez poprzedniego właściciela. Zaczynamy podłączanie i okazuje się że jarzmo MAGURY nie uwzględnia miejsca na linkę :shock: Po krótkim namyśle zaczynamy konstruować zaczep linki z pokrywy od dekompresji, dwóch cybantów, jednej tertytki, i kilograma szalonej fantazji :twisted:
[ img ] Po dopasowaniu wszystkiego do siebie okazuje, się że trzeba trochę zmodyfikować rączkę, Mizer dostaję pilnik w łapę i zamiast docierać ktma, zaszyna go "szlifować" :twisted: :twisted: :lol:
[ img ]Wszystko dopasowane zaczyna działa. Rozpoczynamy odwrót do Warszawy z przyczyn rodzinnych więc wyjazd z trzy dniowego robi się zaledwie dwudniowy :(
Powrót odbywa się szutrami i Mizio idzie jak burza, wszystko pracuje sprawnie, humory dopisują, życie jest piękne :)